2

O książce
Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia

Życiorys

Zamówienia

 

Powrót do str.gł.

 

AKT I, scena VI
 

Poeta dalej siedzi w medytacji na kamieniu. Raptem słychać szum skrzydeł i przelatuje cień wielkiego koguta z Twardowskim na grzbiecie.

TWARDOWSKI
pod kamieniem


Czołem drogi maestro. Jak niebiańska praca?
I jakaż to symfonia w głowie się obraca?
Czy dobrze ci służyła ta moja batuta?
Czy pył gwiezdny z niej liże Dziewanna zepsuta?
Widzę, żeś odmieniony. Czas już różdżkę zwrócić
I do domciu, śpiewając, podskokami wrócić.


POETA


Na kogucie, mistrzuniu, widziałem, szybujesz.
To dowcip ci wyostrza, więc ironizujesz.
Bardzo ci jestem wdzięczny za różdżkę zaklętą.
Dziękuję. Położyłem, jako drogą, świętą,
Przewodniczkę najczulszą pośród potęg nieba.
Wróciła tu na ołtarz, usiadła jak mewa.


TWARDOWSKI


Dobrze mówisz, niech kamień poczuje jej siłę
I swojej też jej przyda. Wystarczy przez chwilę,
By iskry przepłynęły strumieniami mocy,
A fale się rozeszły z pożytkiem dla nocy.
Posmakujmy tej siły, medytujmy razem,
Nad mocą gwiazd zamkniętą w kamiennym filarze.


Chwilę medytują w ciszy.


TWARDOWSKI


Wspaniale! Teraz mogę po pałeczkę skoczyć
I od razu jak szablą młyńca nią zatoczyć.


Skacze na głaz obok poety, schyla się po różdżkę, lecz nie może jej podnieść.


Co to! Przywarłaś chyba do litego głazu!
Nie mogę ciebie unieść od pierwszego razu.
Niechaj wytężę wszystkie moce czarnoksięskie
I zawezwę planety na pomoc, zwycięskie.
Ratujcie, władcy planet! Wasza wielka siła,
Świat ten przenikająca, wnet by przywróciła
Swobodę mojej różdżce. Jeszcze się opiera.
To jest Dziewanny sprawka.Gdzie jest ta chimera?


Zjawia się cień Dziewanny na jeleniu.


DZIEWANNA


Cóż to, mości Twardowski, za dziwne zapasy?
Heksenszus waści złapał, czy drzeć chciałeś pasy
Z granitowego ciała, które porzuciłam?
Ja zawsze doń powracam.Tu jest wielka siła.
Ona mnie tak przyciąga i pamięć miłości,
Która mnie przed wiekami grzała do białości.
To miejsce jest szczególne, najmocniejsze czary
Zawsze tu się udają, jak również ofiary.


TWARDOWSKI


Hekse! Hekse! Hekate! Chcesz wydrzeć mi władzę,
Którą pieczętowałaś w tajemnym układzie.
W zamian za kąt na Lunie dla mego koguta
Spełniałem twoje chętki, a Siwy Boruta,
Jaryło, Świst i Poświst, Jarowit i Weles
Także zaspakajali twój babski interes.
W ofierze dla twej chwały tu mnie zabijano —
Na niezliczone części mnie tu rozsiekano,
Chociaż, przyznaję tobie, sklejałaś z powrotem.
Gdy z podziemi powracam — wychodzę ci bokiem
Ostrym końcem mej szabli. Jako Nowiu Książę
Na zmianę z tobą rządzę, Luno, i tak krążę.
Ale teraz przebrałaś wszelką miarę boską,
Czy ty już zapomniałaś, że byłaś Twardowską?
Dosyć tego dobrego, oddaj moją różdżkę!
Puść, ty maro kamienna, rozbiję makówkę!


Tupie nogą.


DZIEWANNA


Spokojnie. Dosyć przekleństw, bo zawołam księdza.
Mylisz się, mój Twarduniu, to nie żadna jędza
Tak sparaliżowała twą cudną batutę,
Że dźwignąć jej nie mogły twe słowa zatrute.
Ona jest pełna mocy Najwyższej Potęgi,
Co gwiazdy rodzi, gasi. Ty sięgasz, gdzie Księżyc,
No, do planet najwyżej, lecz gwiezdne zastępy
Niedostępne dla ciebie, a choć elementy,
Takie jak ziemia, woda, ogień i powietrze,
Znane są tobie dobrze, na największym wietrze,
Do gwiazd nie dożeglujesz, choćbyś swoją różdżką
Samą planetę Wenus po tyłeczku musnął.


TWARDOWSKI


Ta różdżka jest i była moja od prawieków.
Odrąbię ją zaklęciem rozedrganych ćwieków
I w świder tych obrotów włożę całą siłę.
Uciekajcie stąd, jeśli życie jest wam miłe:
Hormen! Torden! Herben! Tur!
Czorben! Dergen! Gorłen! Czurrr!


Próbuje oderwać różdżkę. Nagle palce przywierają mu do głazu.


Co to? Palce me w zimny granit się zmieniły.
Nie mogę ich oderwać, ach! Jak mi Bóg miły,
Przykuty jestem teraz mym własnym zaklęciem.
Co będzie, jak się w skałę obrócą me ręce?
Jak cały skamienieję i tutaj zostanę,
Jako głowy tej wiedźmy dziwaczne przybranie?
Dziewanno! Ratuj proszę, tracę wszystkie siły.
Wyrzekam się mej różdżki, byle mnie puściły
Te granitowe szpony, mrożące me palce!
Poddaję się, wygrałaś w tej nierównej walce!


DZIEWANNA


W tym palców nie maczałam, więc poproś Poetę.
Niech pokaże, co umie i zagra atletę.
Niech się nadmie, napręży i głosem jak burza
Wydobędzie z potrzasku twe przednie odnóża.


POETA
Podchodzi do głazu, obejmuje go, cofa i na wysokości ust olbrzymki recytuje.


Piękna olbrzymko, powiedz, jak ciebie przeniknąć?
Jak dotrzeć aż do serca, jak wzruszyć? Czy ścisnąć
I żarem mej miłości rozmiękczyć twą skałę?
Spróbuję ucałować twe usta omszałe:
Cmok! Cmok! Cmok!


Dziewanna, stojąca opodal, aż skręca się z przyjemności.


TWARDOWSKI
Oswobadza ręce i prostuje się z trudem, sycząc z bólu i łapiąc się prawą dłonią za lędźwie.


Puściła kur... królowa, kamienna dziewica.
Jestem wolny i palce żyją. Uch, psiakrwica,
Różdżki tej już nie dotknę. Dziękuję Poeto,
Że mnie uratowałeś przed skonania metą.
Jak pałeczkę podniesiesz, niechaj twoja będzie,
A lustro dam Dziewannie, inaczej podwędzi.


Zeskakuje z głazu z lustrem, a Poeta wspina się na głaz.


POETA


Między niebem a ziemią stoję zachwycony
Potęgą tej miłości, co tu w ciszy dzwoni.
Sam jak różdżka wibruję i drgania odbieram,
Od najdalszych po bliskie, w głębi serca szperam
I tam gwiazdy znajduję, ukryte dla oka,
Przez usta je wytaczam. Poety robota
Na tym właśnie polega, że on gwiazdy rodzi,
Zawiesza je jak lampy i w świateł powodzi
Pływa, tańczy, żonglując tak konstelacjami,
By najgłębsze znaczenia odsłonić przed wami.
Teraz podniosę różdżkę skąpaną w jasności,
Sięgnę w niebo promieniem czułej przytomności.
Podnosi różdżkę i zatacza nią krąg nad głową.
Jestem, wyciągam różdżkę. Po świata krawędzi
Toczę kule ogniste, a snop głosek pędzi.
W Arcturus »A« rozbrzmiewa do białego rana,
I u Orła-Aquili, Altairu brama
Sama gardło otwiera, trąbi Kasjopea,
Pięknie śpiewa Antares, wtóruje jej Wega.
Tak iskrzą boskie gwiazdy pod moją batutą.
Grają mi swą muzykę, czystą, nie zepsutą,
Która spływa do serca i tam rezonuje,
Aż kaskadę diamentów ustami wypluję.


DZIEWANNA


Brawo! Brawo najdroższy! Dzięki za diamenty!
Ty jesteś niebywały, jak mag jakiś święty!
Ach, jak ty mnie podniecasz, ożywiasz, unosisz.
Uwielbiam ciebie słuchać. O co zechcesz prosić,
Dam ci to, ale błagam, szepcz prosto do uszka,
Bym utonęła w dreszczach, jak szamanów wróżka,
Wpadająca w ekstazę, gdy bóg ją nachodzi
I odpływają razem na podniebnej łodzi.
Ja samogłoski kocham twoje diamentowe
I spółgłosek klejnoty różnokolorowe.
A gdy usta otwierasz, patrzę na rozbłyski
Pędzących głosek, sylab i iskrzenie myśli,
Które aurę nad głową światłem nasycają,
Tak, że wszystkie anioły za króla cię mają.
Tymczasem, proszę, przyjmij zieloną koronę,
Z paproci ją uwiłam. Na skronie szalone
Sama ci ją nałożę, władco mego nieba,
Ze wszystkich wiesz najlepiej, jak mnie kochać trzeba.


Koronuje Poetę.


TWARDOWSKI


Gratuluję! Wspaniale! Różdżka w dobrych rękach,
A potęga wymowy nadzwyczajnie giętka.
Proszę talent rozwijać, bo światłodźwiękami
Nawet zło obłaskawisz. Tak to przed wiekami
Wielki Orfeusz dziką ujarzmiał naturę.
Czego i tobie życzę! Dbaj o swoją skórę!
Żegnaj Panno Dziewanno, na Księżycu może
Pogadamy o wszystkim, jak będziesz w humorze.
Lustro czasem pożyczysz, jak o nie poproszę?
Gdzie ten kogut się podział? Dopadł gdzieś kokoszę?


DZIEWANNA


Żegnaj mości Twardowski, którego imienia,
Nikt oprócz mnie nie poznał. Nie do przewidzenia
Czasem jesteś, mój drogi. Za lustro dziękuję.
Chętnie ci je pożyczę, ale też ślubuję,
Że dalej na tym głazie z różdżką pozostanie.
Nikt prócz nas ich nie będzie unieść nawet w stanie.
Czy zgadzasz się, mój kumie, by tak stały sprawy?
Czy to wszystko nie psuje jakiejś twej zabawy?


TWARDOWSKI


Zgoda, umowa stoi i do zobaczenia.
Ech, zatańczymy razem w Kupały płomieniach!


Cień Twardowskiego na kogucie ulatuje.


DZIEWANNA


Chodź, świt już blisko, w paprociach zielonych
Skryjemy się przed światem, tam nas przytulonych,
Nikt już za dnia nie znajdzie. Gorszyć krasnoludki
Będziemy — ja to lubię. Zbieraj się, malutki.
Tylko w moich ramionach zaśniesz jak baranek,
Ale przedtem lwem będziesz, jako mój kochanek.


POETA


Idę, idę najdroższa. Świetlika niech złapię,
Żeby drogę oświecił. Gdzie on? Czy gdzieś chrapie?
Mam go! Z taką latarnią znajdziemy polanę,
Na której się spleciemy — węże rozedrgane.
Niech bóg gromu swój piorun pomiędzy nas rzuci!
Powstanie kaduceusz, co świat ten zawróci!

ciąg dalszy wyboru fragmentów


 
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

powrót