O
książce
Recenzje i wywiady
Fragmenty
Zdjęcia
Zamówienia
Powrót
do str.gł.
|
Dlaczego
Autor siedzi w Irlandii akurat?
A.M.:
Pomijając względy inkarnacyjne, Irlandia daje mi możliwość życia z dala
od takiej Polski, w której ichniejszy minister oświaty zabrania czytać
młodzieży dzieł geniuszy… To tylko marna wymówka, ale czy równie marna
jak sam minister...
Jacy są
jego ulubieni pisarzowie i czemu? Dramaturdzy?
Ulubieni są
ci, którzy dali mi się poznać. Dostojewscy, Beckettowie, nawet profesor
Adam Krokiewicz… Dali mi dostęp do swoich niecnych tajemnic. Widzisz,
cenię sobie trud przedarcia…
Czy
uważa, że po Becketcie dramat zaczął dryfować w stronę taniego poklasku
i efekciarstwa, albo stał się jałowy moralnie?
To zależy,
kto ogląda, kto słucha, kto czyta i czy naprawdę widzi i słyszy. Znając
wszystkie jego dramaty dochodzę do wniosku, że w dramaturgii swojej
Beckett osiągnął coś na miarę czystej formy, do której innym – acz nie
tym tanecznym, ruchliwym Derevom i Gardzienicom, jeno dramaturgom z krwi
i kości - jakby jeszcze… daleko. Sięgnął ludzkiej nagości, ludzkiego
paradoksu nie-człowieczeństwa (patrz: Footfalls, Play,
Ostatnia taśma, Rough for theatre I i II…). Przepraszam za
pseudo-akademicki żargon, ale chcę powiedzieć jedynie, że człowiek,
który jest autorem sekwencji: „Lubię porządek. To moje marzenie. Świat,
gdzie wszystko byłoby ciche i nieruchome, a każda rzecz na swym
ostatecznym miejscu, pokryta ostatecznym kurzem.” (Końcówka),
miał nam do powiedzenia bodaj więcej, niż jesteśmy dzisiaj w stanie
unieść. Chodzi o nagą transcendencję, nagość Nieporuszonego Poruszyciela,
albo raczej… Nieporuszonego Czegoś, co nie przyjdzie, póty się z tym
czymś nie utożsamimy, etc. O tyle więc, owszem, po nim – dramat cierpi
na płyciznę, bo taki nasz wspaniały Różewicz (Kartoteko, ojczyzno moja!)
już tam nie sięga, bo taki wspaniały Pinter Harold to już za
przeproszeniem soap opera dla pozornie wyrafinowanych gustów, etc. Nawet
Lacrimosa Teatru Pieśni Kozła to rzecz niegodna ich Gilgamesza…
Przepraszam, tak mi się wydaje… Poza tym – nie znam się na teatrze
współczesnym… Uwaga jednak - Bergman zmarł dopiero tydzień temu, a ten
pisał do końca i miał do powiedzenia może i „więcej”, niż sam Beckett… Z
dramaturgią dziś jak z tym Godottem, coś nie przyłazi. A tożsamość to
przepraszam gdzie, na przystanku, na-na r-r-r, „rozdrożu”?
Moralne
kwestie zostawiam na kiedy indziej, az sie postmoderna skonczy, albo
rozpasany, wulgarny relatywizm...
Co myśli
o współczesnej literaturze (dramacie) polskiej i irlandzkiej - paralele,
antynomie?
Nie myślę o
tym zbyt wiele. Nie do konca na temat, powiem tyle: Obydwa kraje mają
swoich ciekawych i nader oryginalnych mistyków (Polscy Romantycy -
Yates, Stoker), wspaniałych poetów (Kavanagh - Miłosz) i oryginałów
(Witkacy - Joyce), my naszych Niemców i Sowietów, oni zaś swoich
Anglików. Sięgając już dalej wstecz, my nie mamy Wilde’a albo Shawa, oni
nie mają Micińskiego i Stachury. My nie mamy Swifta i Berkeleya, a im
daleko do Kochanowskiego, etc. Mają wszakże Eriugenę i wielu wczesnych
pisarzy, których Polska nigdy nie miała, chyba że ci na wycieczkę się
wybrali, aby to nasze słowiańskie twardogłowie nawracać. Piękna to
historia i barwna. Życie jednak toczy się dalej, a nie moim jest
zadaniem odgrywać marną rolę krytyka literackiego… Chyba, że mnie kto do
muru przydusi. Jak Niemiec, albo Sowiet…
Rozmawiał
Lech R.
|