Wywiad z Andrzejem Milewskim

Poprzednia recenzja

O książce
Recenzje i wywiady
Fragmenty
Zdjęcia

Zamówienia

Powrót do str.gł.

 

 

Dlaczego Autor siedzi w Irlandii akurat?

 

A.M.: Pomijając względy inkarnacyjne, Irlandia daje mi możliwość życia z dala od takiej Polski, w której ichniejszy minister oświaty zabrania czytać młodzieży dzieł geniuszy… To tylko marna wymówka, ale czy równie marna jak sam minister...

 

Jacy są jego ulubieni pisarzowie i czemu? Dramaturdzy?

 

Ulubieni są ci, którzy dali mi się poznać. Dostojewscy, Beckettowie, nawet profesor Adam Krokiewicz… Dali mi dostęp do swoich niecnych tajemnic. Widzisz, cenię sobie trud przedarcia…

 

Czy uważa, że po Becketcie dramat zaczął dryfować w stronę taniego poklasku i efekciarstwa, albo stał się jałowy moralnie?

 

To zależy, kto ogląda, kto słucha, kto czyta i czy naprawdę widzi i słyszy. Znając wszystkie jego dramaty dochodzę do wniosku, że w dramaturgii swojej Beckett osiągnął coś na miarę czystej formy, do której innym – acz nie tym tanecznym, ruchliwym Derevom i Gardzienicom, jeno dramaturgom z krwi i kości - jakby jeszcze… daleko. Sięgnął ludzkiej nagości, ludzkiego paradoksu nie-człowieczeństwa (patrz: Footfalls, Play, Ostatnia taśma, Rough for theatre I i II…). Przepraszam za pseudo-akademicki żargon, ale chcę powiedzieć jedynie, że człowiek, który jest autorem sekwencji: „Lubię porządek. To moje marzenie. Świat, gdzie wszystko byłoby ciche i nieruchome, a każda rzecz na swym ostatecznym miejscu, pokryta ostatecznym kurzem.” (Końcówka), miał nam do powiedzenia bodaj więcej, niż jesteśmy dzisiaj w stanie unieść. Chodzi o nagą transcendencję, nagość Nieporuszonego Poruszyciela, albo raczej… Nieporuszonego Czegoś, co nie przyjdzie, póty się z tym czymś nie utożsamimy, etc. O tyle więc, owszem, po nim – dramat cierpi na płyciznę, bo taki nasz wspaniały Różewicz (Kartoteko, ojczyzno moja!) już tam nie sięga, bo taki wspaniały Pinter Harold to już za przeproszeniem soap opera dla pozornie wyrafinowanych gustów, etc. Nawet Lacrimosa Teatru Pieśni Kozła to rzecz niegodna ich Gilgamesza… Przepraszam, tak mi się wydaje… Poza tym – nie znam się na teatrze współczesnym… Uwaga jednak - Bergman zmarł dopiero tydzień temu, a ten pisał do końca i miał do powiedzenia może i „więcej”, niż sam Beckett… Z dramaturgią dziś jak z tym Godottem, coś nie przyłazi. A tożsamość to przepraszam gdzie, na przystanku, na-na r-r-r, „rozdrożu”?

 

     Moralne kwestie zostawiam na kiedy indziej, az sie postmoderna skonczy, albo rozpasany, wulgarny relatywizm...

 

Co myśli o współczesnej literaturze (dramacie) polskiej i irlandzkiej - paralele, antynomie?

 

Nie myślę o tym zbyt wiele. Nie do konca na temat, powiem tyle: Obydwa kraje mają swoich ciekawych i nader oryginalnych mistyków (Polscy Romantycy - Yates, Stoker), wspaniałych poetów (Kavanagh - Miłosz) i oryginałów (Witkacy - Joyce), my naszych Niemców i Sowietów, oni zaś swoich Anglików. Sięgając już dalej wstecz, my nie mamy Wilde’a albo Shawa, oni nie mają Micińskiego i Stachury. My nie mamy Swifta i Berkeleya, a im daleko do Kochanowskiego, etc. Mają wszakże Eriugenę i wielu wczesnych pisarzy, których Polska nigdy nie miała, chyba że ci na wycieczkę się wybrali, aby to nasze słowiańskie twardogłowie nawracać. Piękna to historia i barwna. Życie jednak toczy się dalej, a nie moim jest zadaniem odgrywać marną rolę krytyka literackiego… Chyba, że mnie kto do muru przydusi. Jak Niemiec, albo Sowiet…

 

Rozmawiał Lech R.

 


 
 
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

powrót do str. ogólnej fragmentów

PATRONAT /
MATRONAT