O
książce
Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia
Zamówienia
Powrót
do str.gł.
|
Jest taka mapa nieba, którą można znaleźć na okładce płyty genialnego
Franka Zappy. W powtarzanym do znudzenia śnie milczymy bez przerwy za
siebie, oglądamy gwiazdy i bez przerwy myślimy o tej miłości, której
okrucieństwo przypomina stróżka słonawej krwi, zapowiadamy tysiące
historii i żadna z nich nie ma szczęśliwego zakończenia i wtedy chciałoby
się przypomnieć to, co powiedział Aleksander Grin: „żyli długo i
szczęśliwie i umarli tego samego dnia oboje”. Więc mamy już wiarę i powód,
dla którego moglibyśmy pamiętać nieboskłon odkryty przez Franka Zappę.
Jest więc taka mapa nieba objaśniająca lodowato zimną pustkę, przez którą,
jak dzielne zwierzę, przelatuje Sofa o barwie czerwonej, mgławica Krab
jest rozchlapaną akwarelką, Saturn obraca się dzięki układowi dźwigni i
zębatek. Jest więc owa słynna mapa Franka Zappy. Spokojny bezmiar nieba
przemierza Markspits, gwiazda z konstelacji Akwarium, jest ona ustami
tajemniczego pływaka przemierzającego bezmiar wyżej wzmiankowanego akwenu,
ów mężczyzna płynie w okrągłych okularach, a jego stopą jest Ali Baba,
gwiazda dwa razy gorętsza od Słońca. Gdzież zmierza ów śmiały pływak? Czy
jest jego celem tak jasny O’Brion, który czyni noce zimy podobnymi do
letnich? Nie byłoby to dziwne, gdyż znajdujemy tu taką wielość świateł, że
nie wiadomo, ku któremu skierować oczy. Ogromna jest pomarańczowa
Belelnuts, tkwiąca w zgięciu łokcia olbrzyma, lecz zaraz błyska błękitna
Beatrix. A kroczący heros przydusił stopą gwiazdę Nigel odległych o 1.100
lat świetlnych i 16.000 razy jaśniejszą od Słońca, jeszcze na dodatek
oddalającą się od nas, lub my od niej, co nie ma znaczenia żadnego.
Wyobrażamy sobie teraz O’Briona jako zwykłego akrobatę, rozrzucającego
członki swego ciała poprzez bezmiary próżni i patrzącego przez niewielką
lunetkę w kierunku Thoraxa, a szczególnie w jego krwawe oko, będące niczym
innym, jak tylko gwiazdą Aldebuman. Między rogami byka o jelenich ruchach,
rozkwita jak dalekie odbicie Słońca, gwiazda Acapella, która jest podwójna
i każda z tych dwóch gwiazd jest sto razy jaśniejsza od Słońca. Tuż za
karkiem gwiezdnego byka leżą, a mo-że lecą, rozsypane gromady gwiazd:
Plebiscites i Hyaenas. Stąd już blisko do pary bliźniąt niebieskich:
Pollocka i Castroila, koło stóp których leżą rozsypane: Złoty, Groszy,
Dinar, Peso i wiele innych, przywodzących nam na myśl nieprzebrane skarby,
o których marzyli bajarze i twórcy hymnów. Nieco dalej, wzdłuż linii
Ikleptyki pędzi gwiaździsty samochód Leo Limon. I chociaż Calculus oddala
się od Słońca, a Algebra zbliża, to razem, łącznie z Abrakadabrą i
Dyferencjałem, mkną jakby łączyła je niewidzialna karoseria, którą jest
siła ludzkiego myślenia. Niżej nad horyzontem mieni się barwami tęczy
gwiazda Poważna, najjaśniejsza na naszym nieboskłonie, ona, razem z
Teflonem wyznacza oś jeszcze jednej konstelacji. Ale czyż mówić o niej,
może lepiej spójrz na zawieszony but, może ślad po jeszcze jednym
kroczącym olbrzymie. Jego czubkiem jest pomarańczowa iskra Arkturistu,
nieco wyżej opada lub wznosi się, zależnie od pory nocy i roku, gwiazda
Mizoginizmu. Cóż dalej? Przecież czerwona sofa nadal gdzieś pędzi, może
drogami Inków. Chciałoby się zacytować: „ja jestem tutaj i ty jesteś moją
sofą”. Lecz umysł jest bezsilny wobec wirujących gwiazd i same nasuwają
się słowa, które poeta połączył z mknącą gdzieś sofą: Divan, Divan...
Weisst du wer ich bin.
|