RECENZJE

Poprzednia recenzja   

Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia

Zamówienia

Życiorys

Powrót do str.gł.

 

„Twórczość” 2011, nr 11

 

 

Bez znaków przestankowych

 

 

Między pierwszym a ostatnim wierszem tomu, czyli miedzy ciężarem i nieruchomością materii, a zmiennością i  ulotnością promienia i wody, między koniecznością przeniknięcia, a niemożnością wysłowienia, rozgrywa się wielogłosowy dramat tych utworów.

Pierwszy wiersz nosi tytuł „Na kamieniu”, zamykający cały tom  nazywa się „Na wodzie.” W obu utworach pojawia się słowo kropka.

Kropka kończy zdanie oznajmujące. Jest znakiem graficznym, a nie pojęciem abstrakcyjnym. Stawia się kropkę nad i, co oznacza koniec, nic więcej.

Można być w kropce, czyli zakłopotanym, bezradnym. Najbardziej bezradnym jest się wobec śmierci, ona zamyka definitywnie.

Na kamieniu leży „biały promień / promień łaskocze kamień/  Nie stawiaj / kropka drąży kamień” .

Wiemy, że to kropla drąży kamień, więc w ostatnim wierszu  przeczytamy

 

Na wodzie

piszę

stawiam kropkę

 

na wodzie

piszę

przekreślam

         

aż po szlam

 

Pisanie na wodzie jest czynnością zbyteczną, zapisane zniknie, rozpłynie się, tu również kropka niczego nie zakończy. Paradoks polega na tym, że takie pisanie pozwala dotrzeć do głębi, do grząskiego dna.

Piotr Mitzner nie używa pojęć , które są zasadnicze dla myśli tych wierszy.

Podstawowe problemy tej poezji kryją się takich słowach jak: śmierć, Bóg, los, Transcendencja, wstyd, sumienie, wina.

Te pojęcia są niejako owijane innymi słowami, wykorzystywana jest poetyka negatywna, wieloznaczność słowa, jego rozmaite konotacje.

Jest to poezja myśli i maksymalnego skrótu.

Niemal każdy wiersz jest metaforą, między słowami rozciąga się przestrzeń milczenia, niedopowiedzeń, zaznaczona również graficznie przy zapisie wiersza.

Wiele tych utworów składa się z ponumerowanych fragmentów. Narracja ciągła wydaje się być niemożliwa. Mówi on, ona, z boku dochodzą inne głosy, „ja” liryczne odzywa się rzadko. Ten wielogłos coś nam przekazuje, zadaniem czytelnika jest zrozumieć o czym owe postacie mówią.

Przez tom przechodzą główne nitki tematyczne, które napinają niezwykle logiczną i spójną konstrukcję całego zbioru.

Temat pierwszy : Transcendencja, śmierć. Temat drugi : czas wieczny i chwile wydobyte z teraźniejszości. Trzeci temat : historia, holocaust, pamięć. Następny – tożsamość, dorastanie, miejsce na jawie i we śnie. Wszystkie tematy łączą się ze sobą, są organicznie związane z formą utworów.

Czytając należy rozsupływać owe niteczki tematów, aby uważnie przyjrzeć się zasadniczemu problemowi.

Oto wiersz „Ile masz lat?”, a jest to pośrednio pytanie o to, co przeżyłeś, gdzie jesteś, co rozumiesz ?

Pojawia się we fragmencie trzecim tego utworu obraz karuzeli : „ona się kręci/ rdzewiejąc   / kręci się / skrzypiąc /  chwilo trwaj / chwilo trwaj”.

Obraz karuzeli natychmiast kojarzy się z wierszem Miłosza Campo di Fiori i od razu jesteśmy przeniesieni w czas zagłady Getta, i oczywiste staje się zakończenie utworu Mitznera

 

Na drugi ogień

popiół osypie się

jeszcze ciepły

na nasze głowy

 

 

zamkną się osłody nocy

 

„Chwila trwa / i trwa i trwa”, popiół jeszcze nie wystygł, a więc znajdujemy się w czasie nie tylko historycznym , ale kołowym, wiecznie trwającym. Jesteśmy wrzuceni w czas, gdy pojawia się „Przypis w szafie”. Mówi ktoś, kto zna szafę od środka, jej „wszystkie / drzazgi / i sęki”. Ten narrator żyje w chwili, która nie mija : „ wasz czas/ mój czas / jest różnica / na drzwiach/ policzona / zważona / rozproszona”

Ta różnica mieści się  w odległości między chwilą skupioną, a rozproszonym czasem teraźniejszym.

W wierszu nie pada słowo Żyd, kryjówka, okupacja. W czasie kolistym przeszłość dogania każdego. Skrzypi karuzela, zakreśla w powietrzu koła, a my, istniejący teraz  „mnożymy się /  w słoju z kaszą / mieszkamy w osadzie / na dnie gąsiora”.

Osad jest mulisty, grząski, słój z kaszą oznacza rozproszenie, fragmentaryczność. Scalenie jest możliwe na dnie, w osadzie.

Owo rozbicie życia na drobiny, rozproszenie czasu koresponduje z fragmentaryczną budową utworów. Osobne, oddzielone od siebie obrazy łączy nadrzędna metafora, osobne cząstki scalają się  w idei porządkującej utwór.

Głosy, które dobiegają z przeszłości, niekiedy są podtrzymywane lub dopowiadane przez narratora obiektywnego. W pierwszej  części wiersza „Tam to jest” mówi  ten, który nie chce oglądać starych fotografii, bo „boję się że wejdę / i nie trafię/ ( a dokąd?) / tyle tych ulic / nieprzychylnych / krochmalnych / śliskich / chłodnych /boję się że/ nie wyjdę / bo nie wiem / gdzie jest dziura w murze”

  Już same nazwy ulic stanowią zagrożenie, prowadzą przez getto i nie musi  być bezpośrednio nazwane to miejsce, ani czas.

W części drugiej narrator obiektywny dopowiada losy mówiącego: „gonił go ogień/ łapał za poły / żeby został / z nim/  na lata / świetlne / mroku”

Zastosowany na końcu oksymoron podkreśla niekończący się czas, który niczego nie zamyka, nie stawia kropki. Piotr Mitzner nie stosuje znaków przestankowych, on je,  co najwyżej, nazywa.

Czas współczesny rozprasza się w niepamięci, w kulturze masowej, która podporządkowuje sobie symbole, przeinacza znaki i znaczenia. Zawłaszczone przez nią są obchody rocznic, symbole zamienione w slogany. Wtedy uważny obserwator Placu Powstańców może zobaczyć jak logos zamienia się w migający neon logo, a dalej :”na sęku/ ptak / żar ptak / żart / żarty ptak / śpiewa ?/ nie / ziewa”.

Ironia zawiera się w samym języku, w jego kreacyjnej mocy, która wyłania następny obraz „Spłoniło się nad stołem światło”.

Spłonić się można ze wstydu, z zażenowania i znów podwójne znaczenie słowa określa i uściśla przesłanie utworu „Znaki”, bo przecież  to, że trwają jakieś bombastyczno, pompatyczne kolejne obchody rocznicy, możemy jedynie wywnioskować z kilku słów, i z tego, że  „wilgotny/ papier przewodzi/ przebicia/ z innego życia/  Przychodzą wyjaśnienia / dają się we znaki”

Inne, minione  czyjeś życie, dokucza, niepokoi, skoro daje się we znaki  i świętowana jest żałoba, która zmienia się w zawstydzającą grę polityczną, a wówczas w  wierszu „Post”, brzmiącym niemal jak aforyzm, narrator może stwierdzić

 

Bogowie nie zjadają ofiar

my nie zjadamy ofiar

nikt nie zjada ofiar

nie kończy się żałoba

ofiary nas zjadają

 

w suchym gardle

język bije czarną pianę

 

Ironiczny, gorzki wiersz znajduje swoje dopowiedzenie w utworze „Przejścia”. To tu łopatolog „będzie chciał/ wiedzieć co / kryje się za / uśmiechem trupa” , będzie trwało „ wieczne /wietrzenie grobów”. Kolejne fragmenty utworu przeprowadzą nas przez sen i podziemia snu, aż pojawi się postać Chrystusa, a wraz z nią konieczność traktowania na serio życia, śmierci i nadziei zmartwychwstania.

Śmierć w wierszach Piotra Mitznera zasługuje na szacunek, umarli przecież „milczą wzwyż”, oni wychodzą naprzeciw nam – goniącym przyszłość.

Wyraźna jest w tych utworach opozycja dołu i góry, materialnego i ciężkiego jak kamień, i świetlistego jak promień, połączenia ziemi i nieba, „które nagle przestało działać(…)  bo uszkodzenie nastąpiło poza / naszymi plecami”.

W ludzkiej świadomości rozpadła się idea całości, fragmentaryczność w postrzeganiu świata stała się regułą. Dlatego w kolejnym wierszu wędrowcom pozostaje podziwiać ołtarz natury i kościół gór o zmroku „pusty niemy głuchy”, „bez organów / bez obrazów”. Ciemność zakrywa pejzaż, mrok  odbiera ludzkim zmysłom zdolność postrzegania sacrum.

Znaki przemijania i śmierci są wyraźne i narrator widzi „wszędzie słoje / odciski palców drwala”, słyszy  śpiew piły tak przenikliwy, że „aż dęby drżą”.

I przeciwko tym obrazom zniszczenia przywołany zostaje  w przejmującym wierszu „Kant” obraz niosący pociechę i znak łaski.

 

Wstukane w niebo gwoździe

na nich trzyma się wzrok

 

noc przechodzi o świcie

uśmierzone jest

niebo

gwiaździste

 

i umorzony dług

u cieśli

 

Wiersze metafizyczne mierzą się w tej poetyce skrótu i milczenia z problemem łaski, wiary, winy i odkupienia. W Purgatorio

 

Takie światło jest

co chodzi za mną

choć nie chodzi

 

wpada w zaciemnione

prześwietla to

co tak długo

zamazywałem

 

a jest to światło, które oczyszcza i wskazuje drogę.

Ten  mistyczny wiersz koresponduje z niezwykłą „Litanią na głoskę ł”. Tutaj język kreator powołuje istnienia pochodzące od światła,  konkrety , a także byty języka, które składają się na modlitwę zakończoną  wezwaniem

 

ławro łąkowa

łyżeczko słodyczy

na gorczycznym polu

 

„Litania na głoskę ł” to jeden z tych zachwycających wierszy, w których wspaniała inwencja językowa, swoboda operowania skrótem w samej składni zdania, stwarza przed oczami czytelnika niewypowiedziany wprost temat utworu lub jego ukrytego bohatera. Tu się objawia humor słowny, w powagę wierszy wpada cichy śmieszek, gdy ukazuje się „słysz”, który jak mysz siedzi w szczelinie, gdy „przez sienie / w dom wchodzą / zgryzonie”,  ktoś czyta pamiętnik, ale jest to „sztambuch” i to jedno słowo przenosi nas w czas odległy, i odgadujemy, istniejący gdzieś poza tym wierszem, zapisany na kartach sztambucha, kłopot, i mały dramat jakiejś panienki. Przemilczenia są ważne, prowokują domysł, a ten zmusza pamięć do wysilonej pracy.

Wędrujące światło ogarnia również pamięć bohatera lirycznego, a wtedy scalone zostają wszystkie wątki i tematy tego niezwykle bogatego tomu.

Pamięć przechowuje zdarzenia z własnego życia i z historii społeczeństwa, odciskają się w niej zdarzenia dramatyczne, i obrazy zwykłych przedmiotów, które nagle nabierają znaczenia symbolicznego. Miesza się w niej ślad lektur i  osobistych przeżyć, wyznanie miłosne i zwątpienie.

Poemat „Jutro lustro” to wielogłosowa opowieść o dorastaniu, tożsamości, o przywidzeniach, lękach, pomyłkach i oczarowaniu. Jest to wędrówka na dno  osadu, docieranie do grząskich warstw podświadomości.

Napierają na siebie obrazy, ich oniryczne skojarzenia oddają półsenny stan tego, który w lustrze świadomości szuka odbić swojego życia. W półśnie obowiązuje czas kolisty, przeszłość utkwiła w teraźniejszości, gdyż „pamięć jest zamieć”, a fragmenty wydarzeń, myśli, głosów i docierających ech mieszają się w surrealistyczny sen, bo jakże inaczej można opowiedzieć siebie – sobie samemu.

Tutaj owo rozproszenie w sposób paradoksalny scala tożsamość, sen staje się sprzymierzeńcem tego, kto nie chce poddać się zanikaniu. Być może najważniejszym zadaniem tej poezji jest ocalić, nie wyrzucać, zachować. Zrobić miejsce dla spraw przeszłych, starych przedmiotów, czułych pamiętników, a przede wszystkim dla zmarłych, którzy „milczą wzwyż” łącząc niebo z ciężarem ziemskiej materii. Takie milczenie stawia kropkę , a zarazem ją unieważnia.

 

Iwona Smolka

 


 
 
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

powrót do str. ogólnej fragmentów