1

 

O książce
Recenzje

Fragmenty
Zdjęcia

Zamówienia

Powrót do str.gł.

 

 

 


Ale patrząc dziś realnie, na tyle trzeźwo, na ile się da, mogę chyba powiedzieć, że na moim życiu zaważyły trzy kobiety. Mam na myśli swoje osobiste konfiguracje, bo jest jeszcze przecież osoba matki, moja córka, ale to odrębne historie.

Na pewno zakochałem się w Joli z Chorzowa. To było szczeniackie, młodzieńcze uczucie, ale nie mam wątpliwości co do jego autentyzmu. Do dziś to magiczne imię dla mnie, reaguję na nie, jak pies Pawłowa. Ten moment, o którym już pisałem, związany z Jolą i wyjazdem na popijawę, wciąż mnie męczy. Przeczytałem, czy usłyszałem gdzieś, jakiś czas temu, ciekawą teorię. Otóż według niej, nie istnieje nic takiego, jak dość precyzyjnie zlokalizowane piekło, czy niebo. Wszyscy ludzie trafiają po śmierci w jedno miejsce i oglądają retrospektywnie całe swoje życie. Ale oglądają w szczególny sposób. Mają możliwość prześledzenia wszystkich sytuacji, wszelkich decyzji i wyborów, które miały wpływ na ich życie. Ale też zaniechań, lenistwa, braku działań, braku reakcji. Taki przegląd alternatywnych rzeczywistości, jak na filmie science-fiction. Inaczej mówiąc, gostek patrzy i widzi „co by było, gdybym wtedy, na delegacji, we Wrocławiu, poszedł do tej knajpy?”, „jak wyglądałoby moje życie, gdybym pożyczył wtedy w maju, te pięć baniek wujkowi Zenkowi?” I tak wszystko, po kolei. Kiedy to przeczytałem, natychmiast przyszło mi na myśl, że to iście szatański pomysł, i jeśli tak jest naprawdę, to za nic nie chciałbym oglądać takiej retrospekcji swojego życia. To rzeczywiście byłaby dla mnie piekielna kara. I znaczącym momentem byłaby alternatywna historia konsekwencji tamtej decyzji, bo nie mam żadnych wątpliwości, że całe moje życie potoczyłoby się inaczej, gdybym owego letniego wieczoru został z Jolą.

Pisanie, a jeszcze gorzej, mówienie o uczuciach, to dla alkoholika wyzwanie. Dopiero, gdy trafiłem na DOO, zorientowałem się, że nie potrafię nazwać najprostszych odczuć, że mylą mi się stany emocjonalne. I dopiero na terapii dotarło do mnie, jak bardzo alkohol zubożył moją psychikę. Dopóki piłem, wszystko było proste, w wymiarze czarno-białym, po jednej stronie byłem ja, rozdarty emocjonalnie, żyjący w takim bólu egzystencjalnym, że Werter, Faust, Gustaw, Konrad i cała ta ferajna to luźne szelki przy mnie, ja nie „cierpiałem za miliony”, jeśli już, to za miliardy, za cały wszechświat; po drugiej byli wszyscy ci „oni”, którzy ledwie otarli się o te dylematy bytu i istnienia, jakie były moją codziennością — szczególnie po piątym piwie. Wszyscy ci „inni”, co to uwzięli się na mnie. Alkoholik to wieczny pechowiec: a to go kanary złapią, a to żarówka się przepali, a to specjalnie rozkopią chodnik na drodze do ulubionego sklepu. Wciąż coś jest nie tak, wciąż coś w poprzek. I adekwatnie do tego przeżywałem w zasadzie tylko dwa uczucia: smutek i strach. Albo było mi żal samego siebie, swojego życia, zmarnowanych okazji, albo bałem się tak naprawdę wszystkiego: innych ludzi, sytuacji, w których trzeba było podjąć decyzję, obowiązków. I byłem nieustannie zły na cały świat, tak wewnętrznie, od środka. Widzieliście kiedyś, jak reagują ludzie postawieni w sytuacji skrajnego zagrożenia? Co i jak robią? Bardzo często wpadają w złość. Agresja to nierzadko tylko przykrywka, pod gwałtownością, złością najczęściej kryje się strach, przekonanie, że nie poradzę sobie, że mnie coś przerasta, że wymyka się spod kontroli. Staram się dziś o tym pamiętać, przyjmować z pogodą ducha rzeczy, których nie mogę zmienić.

Dla mnie ta lekcja odkrywania i nazywania na nowo uczuć była szczególnie bolesna. Przyszedłem na Dzienny Oddział Odwykowy w przeświadczeniu, że jestem wyjątkowy. Takiego, jak ja, to jeszcze tu nie mieli! Taki inteligentny, taki oczytany, taki kulturalny. Patrząc dziś na siebie tamtego, z podziwu wyjść nie mogę, że ludzie w ogóle mnie tolerowali i chcieli jeszcze rozmawiać. Chociaż tak po prawdzie, w końcowym okresie picia tych ludzi niewielu już zostało, głównie ci, z którymi mogłem się spokojnie napić.

I dopiero na którychś z kolei zajęciach, gdy zmierzyłem się z kwestią wpływu uzależnienia na życie mojej córki i moje relacje z nią, gdy nie wytrzymałem ciśnienia, emocji i myśli, i najzwyczajniej w świecie popłakałem się, Ania — terapeutka stwierdziła, że nareszcie dokopała się do prawdziwego mnie, przebiła się przez niezliczoną ilość masek, jakie zakładam nieustannie.

 

ciąg dalszy wyboru fragmentów


 
 
 
powrót