Zima
Gwoździe deszczu przybija elektroniczna
perkusja,
babcia z wnukiem opuszcza autobus,
sprawdza, czy założył czapkę z czerwoną
marihuanką,
która nie ma żadnego znaczenia,
jedynym znakiem jest tu wełna
otulająca uszy jak opieka społeczna
albo styropian telewizor w karcianym
opakowaniu,
otaczają nas ciepłe ubrania,
składamy w kieszeniach ręce,
posadzka podwórek jest wypastowana
przymrozkiem,
piekarze adoptują ptaki, które opanowały
podstawy dachów
i polskich rozmówek dla obcokrajowców,
jak dolecieć stąd do stacji benzynowej,
ile kosztuje dwuosobowy pokój z
kominem,
okna jak wnętrze ogrzewanej lodówki
patrzą w ciemne jak zamknięta w piwnicy
książka
oczy bloków, niebieskie alejki
przepuszczają
powracającego do domu mężczyznę
poszukiwanego listem nastolatki.
|