O
książce
Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia
Zamówienia
Powrót
do str.gł.
|
Pustka, jakiej doświadczyła po zniknięciu Turka, nie była niczym
nieprzyjemnym. Wrażenie to miało lepko-słodki smak waty i oznaczało, że
mogła po prostu wrócić do nudy i rygoru, tak samo jak ludzie jadący
autobusem, do swoich mało ważnych zajęć. Zdobyła się na przejrzenie
podręczników i poprawiła większość ocen, lecz stopień z zachowania wciąż
pozostawał niepewny. Chociaż mógł on stać się okazją do zagrania
Sekretarzowi na nosie, w końcu wybaczono jej błędy ostatnich kilku
miesięcy, pomimo iż nauczycielkom trudno było lubić Mariannę, bo nie
uśmiechała się do nich, kiedy dostawała dobry stopień. Dziewczynka miała
swoje powody — nie chciała już więcej cieszyć się ani martwić.
— Czy będziesz teraz przewodziła bandzie? — zaczepiały ją na przerwach
maluchy.
Wyobraziła sobie, jak jedno po drugim, ślizgając się na podeszwach,
zbiegają
w stronę lasu przykrytego tajemniczą bielą, nierzeczywistego jak
ilustracja do bajki o zimowych wróżkach, gdzie zasypana grubą skorupą
śniegu kopuła starego żółwia wyziera ponad poszycie jak eskimoskie iglo.
Wczołgują się na kolanach i łokciach w lodowy korytarz, w środku jasnego
kręgu płonie świeczka, przy której płomieniu ogrzewają sobie zgrabiałe
palce, a ona przewodniczy spotkaniom jak królowa-wdowa, panując tak nad
światem cudów i spełnionych pragnień.
[fragment książki]
|