O
książce
Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia
Zamówienia
Powrót
do str.gł.
|
„Kresy” 3/2005
Anna
Szczepan-Wojnarska
Mam już rozwiązanie ale
gdzie węzeł?
Takim to przekornym cytatem mam ochotę
rozpocząć refleksję nad tomem Pustosz Piotra Mitznera,
ponieważ, jak sugeruje już sam tytuł - słowo
posiadające kilka znaczeń, dość od siebie odległych,
sugeruje, że „rozwiązań" tych wierszy może być
równie wiele, albo i więcej. Jak zeszły się te znaczenia
w czarno-białą formę liter? Gdzie ukryty
jest
węzeł łączący pustynię z opuszczonym domem,
trzpiotem i chrząszczem? Gdzie ukryty jest węzeł
łączący Dniepr i
Paryż, Strych i Dno oka?
Pokusa by odpowiedź brzmiała dźwięcznie:
„epistemologia" - może być spełniona, bo przecież
to dziwne ścieżki poznawania świata, zaskakujące
informacje prowadzą człowieka do wglądu
w rzeczywistość. Tak jak w
wierszu Listy:
ugotuj ryż
gulasz w lodówce
całuję
bez podpisu
Najbardziej miłosne
listy
są te
na
skrawku gazety
na
marginesie dnia
To
zaskakujące elementy codzienności i jedynie
one mogą wprowadzić do pojęcia sensów,
których logicznie i
systematycznie nie da się wychwycić, ani zweryfikować.
Wydany na laskę i niełaskę poznania podmiot
liryczny wierszy Mitznera nie szuka absolutnych
punktów odniesień i raczej nie żywi bezgranicznego
zaufania do tego, co mu się przedstawia. Wie
doskonale, że wszelka wiedza ograniczona jest
perspektywą. Tak jest w wierszu Miasto Piotra:
w
pociągu możesz iść
w
kierunku przeciwnym
a i
tak cię dowiezie
Ktoś
kupił bilet, wybrał kierunek jazdy i cel
podróży, ruch w kierunku przeciwnym nic ma
najmniejszego znaczenia, może być traktowany
jako
kaprys trzpiota - pustoszą, jako bezradność
chrząszcza wobec niewytłumaczalnych dla niego
mechanizmów, jako teren sporny, zagospodarowany,
a opuszczony, niebędący żadnym siedliskiem,
ani celem. Metafora ludzkiego losu, w
którym tylko niektóre wybory są przedmiotem woli, a cala reszta nieznana
wcześniej, nieprzeczuwalną lawiną zdarzeń będących wyłącznie
konsekwencjami? Czy determinizm znów wyłazi nieproszony na pierwszy plan
ludzkiego losu
odgrywając główną rolę? Może jednak nie, bo
przecież w tej poezji ważna
jest perspektywa:
spać
a odjechać
być
poruszającym się bezruchem
w
którym tylko myśl i zmysł się dzieją
a
płyny płyną w imię tego samego
Nie
zatrzymując się nad melodycznym aspektem
tych wersów oddających rytm pociągu, pragnę
zwrócić uwagę na otwartość samego poetyckiego obrazu. Najistotniejsze nie
jest zmierzanie w kierunku, ani ogląd tzw. rzeczywistości, ale bycie
poruszającym się bezruchem, tą formą czasoprzestrzeni,
w której tkwi tajemnica. Tajemnica
ważniejsza niż paradoks. W tej sytuacji to
paradoks jawi się jako złudzenie i pozór, bo przecież
ciało jest samo w sobie nieustannym ruchem:
oddechu, krwi, limfy, całej fizjologii. Ciało
nie jest bezruchem, chociaż podlega innemu
ruchowi, to jednak nad nim ma jakąkolwiek władzę,
a nie nad tym, którym samo jest. Pułapka?
Zagadka? Wolna wola rozpoznaje świat,
ale bardziej rozpoznaje sam
podmiot i jego przygody. Poeta nie wchodzi w kategoryzacje mające
na celu uporządkowanie zagadnień, nad
którymi posiwieli filozofowie. Wskazuje brak jednowymiarowości życia, tu nie ma
opozycji oczywiste — zakłamane, ale raczej bliższe są kategorie:
inne - inaczej widziane.
Ludzkie decyzje podejmowane są przecież z jakimś
rozeznaniem, ale są zawsze decyzjami dokonującymi
się w czasie, który to rozeznanie zniekształca,
dezaktualizuje, za którym nie nadąża mowa,
wobec którego ujawnia się
bezradność języka.
nie
wszystko płynie
bo
nie wszystko umie
pływać
nie
wszystko chce płynąć
w tej
mowie
Być
może dlatego Mitzner tak chętnie prowadzi
z językiem grę, zmieniając rytm kroków, rytm
znaczeń, raz symulując idealną harmonię, przystawalność i deskryptywność,
to znów symulując
ucieczkę od nich:
progi na moje nogi
to za
niskie
to za wysokie
Wiele w tej poezji przyłapywania mowy na
gorącym uczynku ustanawiania znaczeń, bo przecież
z boskiej perspektywy to słowo powołuje
do
istnienia, z ludzkiej - niejednokrotnie skazuje
na
niebyt. Ten ludzki proces ustanawiania znaczeń
rozbłyska nagłymi objawieniami wieloznaczności,
homofonii, czasem znaczenie powraca do
manifestacji codzienności jako nadrzędnego arbitra
sensu jak na przykład w Synu Marnym.
Szczególnie plastycznie uchwycone to zostało
w wierszu Pierwsza
strona:
Bóg
powiedział
dwukropek a dalej
już
tylko szło i szło
stworzenie za stworzeniem
i
nie było między nimi przecinków
Interpunkcja to domena człowieka, oddzielanie,
systematyzowanie, ułomna gimnastyka by
oddać odcień, by zmusić oddech do posłusznego
akcentowania sylaby. Tylko, że te wysiłki nie
mają mocy tworzenia i stąd zmagania z
trudem opisu, z trudem naśladowania, za którym stoi
smutne przekonanie, że tylko to człowiek może
zrobić - naśladować, relacjonować i
może się w tej relacji mylić.
Co gorsza, może również uczestniczyć w działaniach niezgodnych z jego
intencjami jak w wierszu Obserwatorium ornitologiczne, który
przypomina mi jedno ze starożytnych epitafiów kupca, który przybył po
towar, a nie po śmierć.
Na
poziomie stwierdzenia karmiłem ptaki - wszystko jest prawdziwe i
problem w ogóle nie
istnieje, na poziomie jednostkowym - pragnienie podtrzymania życia w
ostatecznym efekcie doprowadza
do śmierci. Znów zależy to od przyjętej
perspektywy i właściwie chciałoby się zapytać
- dlaczego sikorki byty tymi wybranymi?
Czy
byty wybranymi, czy może to czysty przypadek, może przyjemność rzucania
ziarna wszystko
tłumaczy? A jeśli tłumaczy, to czy warto
się
nad tym zastanawiać? I tu znów ocieranie się
o
tajemnicę, bo jeśli tak, jeśli nawet nieistotne
ludzkie poczynania prowadzą do dosłownie śmiertelnych
rezultatów, to jak zgodzić się na swoją
pomylność i zbłąkania? Jak zmierzyć się z konsekwencjami
swego istnienia? Z terenem spornym?
Z ironią losu?
Podmiot Mitznera określa siebie mianem kustosza
pustki,
jest
jej znawcą, posiadł jej tajemnice,
ale posiadł też wiedzę, że tej pustki
nie
wypowie, chociaż:
Zredaguję szaleństwo
skrócę cierpienie
poprawię interpunkcję
na drodze śmierci
[...]
opowiem jak zginął
bo żyję
i redaguję
Choć
te ostatnie słowa pobrzmiewają aluzyjnie
mickiewiczowskim Widzę i opisuję/ bo tęsknię
po tobie,
to
nie jest to aluzja wskazująca
na
tożsame odczuwanie powinności pisarskich.
Może
niepokoić, poważnie niepokoić ten demiurgiczny
ton poety, który nie krzyczy ani nie szepcze
non omnis moriar. Demiurgiczność resztek
i strzępów, tego, co zostało, co daje się
odczytać nie chełpi się optymizmem, w ogóle się nie
chełpi. Jest powinnością żyjących,
którzy zmierzają w tę samą stronę, w stronę śmierci. Trochę
Charonowa profesja, profesjonalizm pozbawiony złudzeń. 1 to budzi
niepokój, lęk o granice redakcji
i cenzury, o granice perspektywy podmiotowości jednostkowej. Czy zatem pragnienie by zająć miejsce Boga?
Odpowiedź znajdziemy w utworze Pragnienie,
gdzie mowa o pragnieniu
bycia Panem Bogiem -
nie
by władać, ale by dostrzegać najmniejsze
potrzeby, by zaradzić tym najmniejszym
katastrofom, wobec których przechodzimy obojętni jako ludzie. Nie
ma więc oczywistych problemów i
oczywistych rozwiązań. Redagowanie jest
czysto ludzkim zajęciem, tak jak wcześniejsze
zabawy z interpunkcją. Poeta świadom
swych perspektyw i swych
ograniczeń, oddaje hołd tęsknocie
do wymiarów innych, nieznanych i dzieli się wiedzą o tym, że:
każdy kij ma dwa końce
póki
się me zanurzy
w mrowisku myśli
Tom
Pustosz jest dla mnie takim właśnie zanurzaniem
kija w mrowisko myśli,
pytaniem nic
tyle
o rozwiązania, ale o to, dlaczego coś dla
człowieka raczej jest problemem, niż
nim nie jest. Mrowiskiem słów -
podobnych do siebie, czarnych na białym, złożonych z tych samych
liter, a przecież znaczących inaczej dla różnych
osób, w różnych sytuacjach,
zahaczających o siebie,
splątanych, pozostających w ciągłym ruchu
kumulującym
się w stabilnym kopcu czaszki.
Ktoś
został z widokiem na mrowisko i tarczę
zegara...
Piotr Mitzner, Pustosz,
Wydawnictwo tCHu, Warszawa 2004,
s. 136.
|