3

O książce
Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia

Zamówienia

Powrót do str.gł.

DRUGA GWIAZDA

 

Mieszkanie Profesora. Zima, święta 1960 roku. Warszawa. Noc. Badacz literatury śpi. Wchodzi Em. Ma tyle lat, co w Części III. Profesor siada na łóżku, przebudzony.

PROFESOR

Kim jesteś? Sen, mara? Nie używam święconej wody, jestem agnostykiem.

Złodziej? Nie mam tu nic, bracie, tylko książki. Nie zdadzą ci się nawet na podpałkę. Są puste i płoną szybko.

Nie, ty nie jesteś prawdziwy.

EM

Przychodzę, abyś oddał mi moją godność.

PROFESOR

Nie mam niczego tutaj, co by się nazywało „cudza godność”. Mogę ci oddać trochę mojej własnej, ale dopiero, gdy skończę badania. Moja godność mierzy się na zapisane strony.

Em podchodzi do stołu, sięga po rozłożone na nim papiery. Jest zaabsorbowana tym, co widzi.

PROFESOR

Ostrożnie!

EM

To jest o mnie. Nie mogę w to uwierzyć. Ty bandyto!

PROFESOR

Gościu, kimkolwiek jesteś, zważaj na swe słowa. Jest późna noc, za ścianą śpią sąsiedzi, a od zwierząt różnimy się tylko językiem.

EM

Bydło!

PROFESOR

Gospodyni!

EM bardziej zdziwiona niż zagniewana

Co też brat mój napłodził... Nigdy nie zadzieraj z prawnikami. Zeznań denatki dla porównania zbrakło. Nie widzę tu żadnego z moich wierszy. W ich miejsce jakieś głodne kawałki. „Była bardzo zmęczona sobą — bo żyła w pustce działania...” Świństwo!

PROFESOR

Odpowiadam jedynie przed historią, którą wiernie tworzę — chciałem rzec, której służę. Wiernie.

EM

Dziś noc wigilijna — psy ludzkim głosem gadają.

PROFESOR

Czego chcesz ode mnie?

EM

Wychodź z łóżka. No, wstawaj! Spadaj na cztery łapy. O, tak. A teraz szczekaj.

PROFESOR z dużym wysiłkiem

Szanowny Piotrze, Odmieńcze i Właście.

EM

Mieszkał ci on we mnie jak rak-pustelnik...

PROFESOR

Pardon?

EM

Zgoda. Za życia nie dopuściłabym go do głosu, ale teraz jestem już umarła, więc to wszystko jedno. Piotrze Właście, działaj w moim duchu.

Ukazuje się prawdziwy Włast.

WŁAST

Waćpani odwróć oczy. To nie będzie scena dla niewiasty.

EM

Co powiadasz?

PROFESOR z satysfakcją

To samo prawo za życia i po śmierci.

EM (Pauza pełna zaskoczenia — i — )

A — no przecież. Ty wiesz więcej o śmierci niż ja, chociaż ja przychodzę z tamtej strony. (Do Własta) A ty co? Trzymasz z nim? Feudalne ścierwo! Oszust!

Znika. Włast i Profesor patrzą na siebie trochę niepewnie, jakby nie znali celu tego spotkania.

WŁAST

Nic tu po mnie. Proszę iść spać.

PROFESOR

Czy ona wróci?

WŁAST

Wątpię. Wciąż przeżywa te same konflikty. Zemsta nie jest jej domeną, widzi pan. Kobieta ma w sobie czerwony guzik, który naciska, jak tylko pojawia się w niej pragnienie ukręcenia komu głowy.

PROFESOR

Przebaczenie — to prawdziwie chrześcijańska cecha.

WŁAST

Mary w młodości była w stanie wiary potencjalnej, ale teraz — też nie jest z nią lepiej.

PROFESOR

Pisałem do niej w 1937. Podała kilka adresów, pod którymi pisma jej były złożone, ale nie skorzystałem z żadnego z nich. A po wojnie? Coś ocalało, ale. Jak cała reszta kraju — smutne świadectwo ruiny. Niestety, papierów nie można odbudować. Co spłonęło, to przepadło.

WŁAST

Niech się pan nie oskarża, profesorze. Lepiej późno niż wcale. Gdyby nie pan, pies z kulawą nogą by nie. By się tymi resztkami nie zajął.

PROFESOR

Prowadzę badania, nie przytułek. Co to do mnie pisała? „Nota bene tu Jezus ma lat 61, ale cóż to znaczy wobec naszych Matuzalemów?!” Albo to: „Pilota młodzieży detalicznej informować nie trzeba!”. Wyobraź sobie! Ktoś mógłby to wykorzystać, wyśmiać. Podważyć wiarygodność, nic prostszego. Nie mogłem rozmawiać z nią. Żeby tylko. Z nim.

WŁAST

Jasne.

PROFESOR

Powiedziała, że spotka się ze mną pod warunkiem, że będę ją nazywał tym przydomkiem, który zapożyczyła od jednego swego feudalnego przodka. Zapewne razem z jego feudalnym szaleństwem. Miałem sygnować maskaradę?

WŁAST

Jeśli tak chciała?

Ambiwalentna kondycja Własta dociera do świadomości Profesora.

PROFESOR

Czyśmy się już czasem nie spotkali?

WŁAST

Może się pan nie obawiać, profesorze. Nie jestem oficerem służb specjalnych incognito.

PROFESOR

Ja pana już gdzieś widziałem.

WŁAST

Ludzie ciągle mnie widzą.

PROFESOR

Pan sprowadził cystersów do Polski?

WŁAST nonszalancko

To była dyplomacja.

PROFESOR

Pan Duńczyk z pochodzenia?

WŁAST spokojnie, szczerze, cicho i czule

Zawsze byłem tu tylko cudzoziemcem. Chociaż wrosłem w tę ziemię, a jednak. Dlatego z nią współczułem. Była między nami... bliskość. Nie sądzę, żeby mi się wydawało, naprawdę była... była inna, jak śmiały żeglarz zabłąkany u cudzych brzegów... W młodości, jasna rzecz. Ale wiesz pan co? To nie ja ją skrzywdziłem. Ja chciałem ją ocalić. To spadło na mnie jak... miłość. Domagało się spełnienia. Ktoś mógł pomyśleć — beznadziejna sprawa. Należeliśmy do odmiennych gatunkowo bytów, ona — ona była nie tak po prostu pospolicie żywa... to było właściwie, jakby... miała w środku wmontowaną żarówkę... tak że w pokoju pełnym ludzi widział pan — tylko Em. Najbardziej żywą istotę na tle... tamtej wypchanej menażerii, a ja... ja byłem, nie ma co kryć, niematerialny. A ciągnęło mnie do niej nieodparcie. I czułem, że ona też... wie. Dlatego nie... nie mogłem... nie umiałem się starać... nie chciałem, żeby było inaczej.

Włast odchodzi powoli, jakby był człowiekiem. Profesor zostaje w pozycji siedzącej na łóżku.

 

ciąg dalszy wyboru fragmentów


 
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

powrót do poprzedniego fragmentu
PATRONAT /
MATRONAT