6

O książce
Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia

Zamówienia

Powrót do str.gł.

Świat Całkiem To Podobny. Jego forma wciąż się odmienia, lecz pozostaje zastraszająco taka sama. Jest w rzeczy samej koszmarem — nawraca, nie przekształcając się i nie mogąc się zrealizować. Nie może się nawet skończyć.

Wnętrze »Ziemiańskiej«. Jest to znana artystyczna knajpa, do której zaglądają wszystkie znane szyszki modernizmu. Dym, brzdęk, szczęk.

Jest rok 1903. Włast dostrzega Lemańskiego, rozwiedzionego męża Em. Lemański jest zalany na ponuro. Włast dolewa mu wódki do szklanki i przysiada się. Lemański wypija i przygląda się swemu nowemu towarzyszowi — niespodziewanie bystro.

LEMAŃSKI

A ty kto?

WŁAST kłamie

Hirszband.

LEMAŃSKI

Nie! Ten Hirszband? A niech cię! Poeta i adwokat. Jak ja — tyle że ja bardziej poeta niż adwokat, a ty bardziej adwokat niż poeta.

WŁAST

Przyjaciel rodziny.

LEMAŃSKI

Tyś im nawet sprawy majątkowe kiedyś prowadził.

WŁAST

Występowałem jako adwokat matki rodu, pani Anny, to prawda.

LEMAŃSKI

Ach, te rody — te rody. Żebym ja wiedział — to... (Brakujące słowa to: »bym się wyrodził«.) Moja żona albo się z nimi prawuje — albo się z nimi przeprasza.

WŁAST

Zawsze byłem ciekaw... (Brakujące słowa to: »…jaka ona mogła być jako żona«.)

LEMAŃSKI

Moja żona, uważasz, to kobieta nowa. Nie da się spętać małżeństwem. Związek partnerski — nowy wynalazek. Samodzielne panny najpierw się w nas kochają, a jak już złapią mężów, to im mówią: A teraz żyj ze mną, kochany, jak z kolegą. A jak ja spotkam się z kolegą, to się nie krzyw, nie wymawiaj. Ta nowa dama, gdy jej argumentów zbraknie, posłuży się i starą bajką. Uśmiechnie się, zblednie, przytuli i powie: Bo nie ma takiej rzeczy, której by nie przebaczyło kochanie. Ty już chcesz wziąć na serio to kochanie, a ona zaraz: Odsuń się, czy ja się mylę, czy ślubowałeś żyć ze mną, jak z kolegą? Przysięgam, po pół roku takich figli gotów byłem odstrzelić niejedną głowę.

WŁAST

Czyś jest pewien, że ona o te głowy dbała?

LEMAŃSKI

A co ty?

WŁAST

Myślisz, żeś za właściwą głową się uganiał?

Lemański przygląda mu się podejrzliwie i przewraca szklankę.

Włast stawia szklankę na powrót na stole, dolewa i łagodzi sytuację.

WŁAST

Nie, nic, spokojnie! Tylko tak sobie deliberuję. Kobieta już niejednego przywiodła do zbrodni. Kochanka rozbudza namiętności i w ten sposób jest niebezpieczną, a znowu żona ma oczekiwania, nie znosi biedy, trzeba jej zapewnić...

LEMAŃSKI

Nie jest już ona literalnie moją żoną. Brat wypłacił okup, żeby wyrwać ją z łap troglodyty. Tysiąc rubli. Ładny pieniądz. A ja, uważasz, pojechałem do Monte Carlo i za ten tysiąc rubli słałem jej kosze mimozy. Ona mnie — strzał i ja jej — strzał.

WŁAST

Lubiła ostro grać, tylko zaraz brakowało jej żetonów.

LEMAŃSKI

Kiedy siedziałem w więzieniu, zważ — po tym jak do niej strzelałem, pod oknami chodziła i kasztanami w okno rzucała. Taka była, widzisz, przywiązana do natury! Zrobiła sobie w górach kąpiel gorącą z igieł sosnowych i mówi: Nigdy w życiu nie zaznałam podobnej rozkoszy!

WŁAST

Aha. Rozwód był na Wielkanoc?

LEMAŃSKI

Jak u Strindberga — wielka chwila na Wielkanoc! Uczyniliśmy zadość kulturowym wymaganiom epoki. A potem coraz trudniej było ją zrozumieć! Zaczęła wypadać z gry.

WŁAST

Wiesz, Janie, co? Nie możesz za kobietą, która nie jest już twoją żoną, biegać z pistoletem po Warszawie. Zastrzelisz kogo, a potem żadne cię prawo nie wybroni.

LEMAŃSKI

Ale ona to lubi! Jej potrzeba hazardu, a taki mąż, co się za nią z pistoletem ugania — to dla niej jest tania rozrywka! Ma, czego chce i nic jej to nie kosztuje. Jeszcze oszczędza.

WŁAST

Ona się ciebie nie boi, ale ludzie się boją. Patrzą na ciebie jak na wariata.

LEMAŃSKI

Ona ma gorzej — rozwódka, no i literatka.

WŁAST

Warszawa to nie teatr, abyście na jej bruku tragikomedię małżeńską odgrywali!

LEMAŃSKI

Ona już nie ma dokąd pójść, żeby się na mnie nie natknąć. Do tej pójdzie, do tamtej redakcji. Wszędzie Lemański. W popołudniówkach, w dziennikach. Wiesz, czego ja chcę? Żeby moje nazwisko z każdej witryny celowało do niej jak lufa rewolweru, żeby w każdej gazecie, którą otworzy, znalazła — to wiersz, to felieton. Żeby wiedziała, że jak chce tu żyć, to przyjść do mnie musi. Po całym mieście zastawiłem sidła. Jest dumna — to niech się złamie, niech będzie dumna, że mi służyć może.

WŁAST

Zemsta najsłodszą jest pobudką dla ambicji.

LEMAŃSKI

Ja nad sobą panuję. Patrz. Panuję. Mógłbym zastrzelić ją tysiąc razy w biały dzień na ulicy i wiesz co? To mnie by żałowali. Więcej jeszcze — jej blady duch zjawiłby się na sali sądowej, by świadczyć o mej niewinności. Ona wie o tym. Wie, że się hamuję. Zresztą, póki co — uciekła za granicę. Ostenda, Paryż. Ale wróci. W końcu wróci. A kiedy wróci, to już naprawdę — nie będzie miała nikogo. Bo mnie też już dla niej nie będzie.

WŁAST

Janie, ty dobry człowiek jesteś z natury — to wszyscy wiedzą, koledzy zaświadczą! Do serca przyłóż, taki łagodny.

LEMAŃSKI

Patrz i nie przerywaj — to jest ręka artysty? Poznajesz zgrubienia i blizny? Widziałem takie panny jak ona — białe jak wydmuszki, niedostępne. Patrzyły na mnie jak na psa stróża, jak na krzywą bramę, jakbym był lekko przybrudzoną szybą, żałosną partaniną w świecie zabawy i piękna. Na co łowi się takie panny? Na urodzenie, dziedzictwo, majątek. Kasa i czysta rasa. Ale dziś one lecą na wiersze. Gdyby nie to — zostałbym jej plenipotentem, a ona pokpiwałaby, że noszę niemodny krawat, mógłbym się wspinać po sądowej drabinie, a powierzyłaby mi sprawę spadkową, ale to wszystko. Kilka zgrabnych rymów i ten świat, tradycja, patriotyzm, korzenie, herbata na tarasie, partyjka remika o zachodzie słońca, stał się mój. Poślubiłem go. Posiadłem. Mógłbym go zapłodnić, gdyby tylko dano mi dość czasu. Dlaczego nie rozleniwić się trochę, nie odpocząć? Skąd u niej taka mania, żeby się twórczo pobudzać? Ona miała to wszystko od zawsze, nawykła. Taki nawyk. Którego ja nigdy nie będę miał. Ona nawykła do tego, że się jej usługuje, a ja się zrywam, gdy służba podaje do stołu, bo we mnie tyka, że to już koniec wizyty, państwo chcą odpocząć od gości.

WŁAST

Tobie nie trzeba dziwadła, messaliny, modliszki, zakonnicy, kobiety nowej, tylko po prostu kobiety. Kobiety! Tego, czym ona nigdy nie była. Prostej, czułej i wdzięcznej. Nie żeń się wyżej niż stoisz. A jak już raz to zrobiłeś, zapomnij. Ożeń się niżej. Albo nie żeń się wcale. Znajdź sobie taką, z którą nie trzeba się żenić, ale ci wdzięczną będzie. Szczerego serca i ubogą, ale zadowoloną, że ją podźwignąłeś. Znajdź sobie zdrową chłopkę, rozumiesz?

LEMAŃSKI

Nie, za późno na to. Chłopki są dla żywych. Ja jestem człowiek, który przeżył z raną w sercu. Ja jestem upiór. Moje ciało żyje i oddycha, ale jestem upiorem zemsty. I będę czekać. A kiedy ona wróci i nie będzie nikogo, kto by ją przygarnął, ja też się odwrócę. Splunę na ten świat, z którego przyszła. Będę im pisał z nienawiścią i pogardą, o miłości. Ale oni nie poczują ani tej nienawiści, ani tej pogardy. Będą się domagać autografów. Będą mnie gościć na salonach. Tylko ona. Ona poczuje. Bo widzisz — moja żona widzi więcej niż inni.

WŁAST

Ona nie jest...

LEMAŃSKI

Ona zawsze będzie moją żoną.

 

ciąg dalszy wyboru fragmentów


 
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

powrót do poprzedniego fragmentu
PATRONAT /
MATRONAT